Wykluczeni, bezdomni bez adresu i właściwie bez tożsamości żyją swoim życiem i tylko pracownicy socjalni i służby porządkowe znają ich imiona. Ich schronieniem są piwnice, pustostany, altany działkowe i śmietniki. Umierają niepostrzeżenie, bez nadziei i zbyt młodo. Pan Leszek już jesienią nie czuł się zbyt dobrze. Jak mówił, codziennie modlił się, aby jakoś dać radę. W Lubaniu pojawił się kilka lat temu i został. Nie lubił, kiedy pracownicy socjalni próbowali mu pomóc. Uważał to za nękanie.
Więcej w bieżącym numerze Ziemi Lubańskiej.