Nic nie wskazywało na to, aby tej nocy w starej poniemieckiej kamienicy przy ul. Łąkowej w Lubaniu miała zdarzyć się jakaś tragedia. Mieszkańcy wciąż jeszcze żyli atmosferą minionego sylwestra i noworocznego świętowania. Noc z 1 na 2 stycznia miała być jak każda inna.
- Wszyscy spaliśmy, ktoś nagle zaczął pukać do nas w drzwi. Pomyślałam sobie, że to sąsiedzi z samej góry znowu za mocno imprezują i nie otworzyłam – wspomina nocne zajście jedna z mieszkanek. – Potem usłyszałam straszny krzyk tego człowieka na korytarzu, że pali się w jego mieszkaniu na poddaszu, że jest tam pełno ognia i nie może sam tego ugasić. Wtedy ugięły się pode mną z przerażenia nogi.
Na miejsce wezwana została straż pożarna, która zarządziła ewakuację wszystkich mieszkańców. Natychmiast trzeba było odłączyć energię elektryczną i gaz, by kamienica nie wyleciała w powietrze. Na poddaszu szalał żywioł, który pochłaniał wszystko co tylko było na drodze. Pogorzelcy stracili praktycznie cały dobytek – łącznie z odzieżą, a pomieszczenia dotąd przez nich zamieszkiwane to istne pobojowisko – obraz nędzy i rozpaczy. Jak się okazało – wspomniani lokatorzy dodatkowo zaadaptowali na własne potrzeby parę pomieszczeń strychowych i dogrzewali się na własną rękę piecem olejowym, który pękł. Olej wypłynął z niego i zapalił się, i to było właściwie przyczyną całego nieszczęścia. Tak przynajmniej twierdzi straż pożarna. Poza tym temperatura była tak wysoka, że stopiła się nawet rura doprowadzająca wodę do mieszkań, co spowodowało poważne zalanie dwóch lokali poniżej płonącego poddasza, a resztę dewastacji dopełniła woda spływająca po akcji gaśniczej.
- Jak ugaszono ogień, to strażacy pozwolili nam wrócić do mieszkań. To co zobaczyliśmy odjęło nam mowę. Byłam w szoku – wspomina zrozpaczona mieszkanka kamienicy przy ul. Łąkowej. – Z sufitu i po ścianach lały się strumienie wody, która sięgała aż po kostki.
W sprawę pogorzelców i poszkodowanych zaangażowane zostały także władze Lubania. Wszystko m.in. przez to, że na mieszkańcach poddasza ciążył wyrok eksmisji, który od dwóch lat czekał na wykonanie. Okazało się przy tym, że z ośmiu zameldowanych rzeczywiście mieszka tylko troje i to do nich skierowana została pierwsza pomoc przede wszystkim ze strony Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Z kolei władze miasta jak najszybciej podjęły starania, by przekazać na rzecz pogorzelców nowe lokum, a pozostałym mieszkańcom pomóc przywrócić ich siedlisko do porządku. Do wymiany pójdzie także dach, który bardzo mocno ucierpiał podczas pożaru.
- Jeśli metraż przewidziany dla osób zamieszkujących dotąd w tym spalonym mieszkaniu będzie zgodny z przepisami, to eksmisja będzie wykonana. Problemem jest to, że w tym spalonym lokalu zameldowanych jest osiem osób, ale przebywa trzy. – mówi zastępca burmistrza Mariusz Tomiczek. – Z kolei zalanym mieszkańcom przekazaliśmy osuszacze. Obecnie są szacowane szkody, które pokryte zostaną przez ubezpieczyciela z kosztów odszkodowania. Mamy nadzieję, że sprawy te zostaną załatwione jak najszybciej. Staramy się pomóc jak się da.
O pogorzelcach opinia panuje skrajnie różna. Jedni widzą samo zło i mocno je akcentują, inni nie dostrzegają we wspomnianej rodzinie jakiś szczególnych dysfunkcji, które mogłyby być jakimś pośrednim powodem nieszczęścia czy niezadowolenia współmieszkańców. Ci jednak nie darzą ich szczególną sympatią, bo – jak sami mówią – trudno było z nimi współżyć, a każdy dzień to kolejna troska i wewnętrzny lęk. Sprawę pogarszała jeszcze pamięć o poprzednich lokatorach i niewykonany wyrok eksmisji obecnych.
- Przez cały czas z niepokojem obserwowaliśmy całą sytuację i ciągle prosiliśmy władze miasta, by coś w tej kwestii zostało zrobione, ale bez skutku i w końcu – jak zwykle – musiało dojść do tragedii, by coś się ruszyło – opowiada sąsiadka pogorzelców. - Chcemy, żeby po odnowieniu tego spalonego mieszkania wprowadził się tam ktoś spokojny i ułożony, albo żeby nikt już tam nie mieszkał. Bo mieszkać z takimi ludźmi i bać się codziennie zasypiając, to jest po prostu męka.
Sprawa pogorzelców trafiła w szybkim tempie przed komisję mieszkaniową, która rozpatrując ich sprawę podjęła decyzję o przydzieleniu nowego lokum. Sami mieszkańcy będą musieli zdać się jeszcze na współpracę z miastem i ubezpieczycielem, by przebrnąć przez gąszcz procedur i zniszczoną w pożarze górną kondygnację kamienicy odbudować, zabezpieczyć dach i odnowić swoje mieszkania.
Z dnia: 2011-01-19, Przypisany do: Nr 2(409)